Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi G0re z miasteczka Wrocław. Mam przejechane 32720.15 kilometrów w tym 441.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 29.04 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 129594 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy G0re.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2012

Dystans całkowity:2264.70 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:74:34
Średnia prędkość:28.63 km/h
Maksymalna prędkość:72.00 km/h
Suma podjazdów:12674 m
Maks. tętno maksymalne:193 (98 %)
Maks. tętno średnie:175 (89 %)
Suma kalorii:48950 kcal
Liczba aktywności:42
Średnio na aktywność:66.61 km i 2h 19m
Więcej statystyk
  • DST 190.00km
  • Czas 07:00
  • VAVG 27.14km/h
  • VMAX 65.00km/h
  • Temperatura 2.0°C
  • HRmax 188 ( 95%)
  • HRavg 148 ( 75%)
  • Kalorie 4550kcal
  • Podjazdy 1101m
  • Sprzęt Simplon Phasic ,,RED ARROW"
  • Aktywność Jazda na rowerze

OMG !! OSTRZESZÓW PODBITY !! - Poniedziałek [ 10:10 - 17:50 ] - ranna czerwona strzała

Poniedziałek, 5 marca 2012 · dodano: 05.03.2012 | Komentarze 12

Hi,

Życie to nie jebajka i nie drapie nas po jajkach.

Całą niedziele sobie grzecznie odpoczywałem żeby w poniedziałek gdzieś pojechać. Krzychu nie dzwonił więc pewnie jest zajęty a bez Niego nie zrobię sobie porządnego treningu to postanowiłem zrobić coś co siły moje przekracza ;] Zobaczymy co się stanie, a może będzie fajna przygoda xD

Rozpocząłem jak zawsze od starannych przygotowań .. od 7 zaczynałem się szykować na planowo 7-mio godzinny TRIP. Zawsze miałem mały isotoniku to też dzisiaj wziąłem dodatkowy bidon za plecy do kieszeni.

Asortyment :

2 x banan
6 x kostka gorzkiej czekolady
1 x 500 ml isotonic
2 x 750 ml magiczny miodowy nektar

Zaczęło się dość bajkowo xD



Po tym jednak już było tylko gorzej ;]

Wyjeżdżam z Wrocławia, kieruję się na moje cudne dróżki nad krajową 8-ką a tu słyszę coś mi strzela w przednim kole. Jadę pochylony, ucho nad kołem i tylko słyszę takie strzały. Początkowo myślę, że to coś o hamulec wadzi, ale on czysty. Jadę dalej i myślę, że przejdzie, ale nie przechodzi. Co każdy obrót jest strzał. Lekarz dopiero przyjmuje od 16 więc cały wypad C**j był strzelił, więc myślę, jadę do Oleśnicy, a potem zobaczymy. Okazało się, że to szprycha strzela. W sobotę z chłopakami musiało się coś stać.

Jadę dalej i za szczodrem jadę takimi o właśnie fajnymi ścieżkami.



Coś nie mogę się rozgrzać. Nogi ciągle bolą zamiast być nieczułe na ból ;] Ale im szybciej jadę tym wiatr zagłusza strzelanie szprychy ;] Pierwszy raz się cieszyłem, że wieje wiaterek ;p

Dojeżdżam powoli do Dobroszyc Oleśnickich i już z oddali widzę wieżę w Stępinie .. moja kolejna wiocha. Podbijam kościół, jeszcze chwila i z oddali widać działa navarony czyli wieże w Oleśnicy. Są strasznie zgubne bo widać je daleko, ale trzeba jeszcze jechać i jechać ...

Próbuje się wbić na krajową 8-kę .. ruch mały, zjeżdżam na główna do Rynku i czekam na fanfary, vivaty, ludzi z kwiatami, a tam nikt nie czekał ;( Dziwicie się czemu się spodziewałem ? Bo już mnie tam kiedyś tak witali ;] Ludzie stali przy drogach i machali do całej naszej grupy .. około 2 tysięcy ludzi .. dzisiaj nie było nikogo ;(

Podjechałem pod rynek i zrobiłem fotkę tego czegoś co stało na środku

Fotka coś nie działa.

A potem zdjęcia działa navarony .. zdaję się, że to jakaś bazylika mniejsza



Oleśnica to była nasza pierwsza Twierdza - pierwszy AZYL. Dla mnie i mojej wiernej czerwonej strzały zostało jeszcze wiele kilometrów do Ostrzeszowa xD

W Oleśnicy coś remontują, jakieś objazdy .. w końcu wyjeżdżam na Wileńską i jadę trasą pielgrzymki Wrocławskiej. Około 40 km do kolejnej twierdza czyli Sycowa, który okazał się jedynie jakąś wioską ;]

Dopiero druga godzina drogi, jest bardzo fajnie. Słońce świeci, jadę sobie laskami. Przed Lipnikami na 4km załapałem się koło ogromnego Traktora xD Kolejny wiochy widziałem po wieżach kościołów.

W końcu zbliżam się do Sycowa. Koło Ślizowa po raz pierwszy widać tę śmieszną wioskę



Tam jest taki fajny zjazd a za nim podjazd. Przecinam krajową 8-kę i wjeżdżam do Sycowa. Tutaj nie spodziewam się braw xD Nigdy mnie tam serdecznie nie witano. Podjeżdżam do centrum tego czegoś szukając jakiegoś rynku czy coś. Znalazłem wieże kościoła, ale zdaje się, że za rynek uchodzi ogród w którego centrum znalazłem taki pomnik



Czerwona strzała też się uśmiała



Nie było tam co robić to zbieraliśmy się do drogi. Za Sycowem w końcu zaczynała się zabawa bo tam jest taki wspaniały lasek z pięknymi chodź dziurawymi hoopami. Jadę krajową ileś tam jak zawsze, patrzę a tu droga zamknięta. Podjeżdżam jeszcze dalej bo widzę, że auta jadą. Jechała też ciężarówka. Zatrzymuję się żeby wsunąć banana i popić moim wspaniały miodowym nektarem i po chwili widzę jak ciężarówka wraca ;(

Myślę sobie - OSZUKALI NAS !! Czerwona strzało to jest SABOTAŻ !

Dupa zbita. Trzeba było zawrócić i zmienić trasę na wojewódzką coś tam i kierować się na Kobyla górę. Ruch jak w cholera i jeszcze hoopy. Nie tak miało być.

O dziwo poszło mi całkiem nieźle, ale tętno skakało na podjazdach 170-175, a na zjazdach robiłem jazdę w tlenie ;] Zawsze pedałuj G0re ;] Dojechałem do Kobyla góry i chciałem odbić na Marcinki. Na mapie widać, że nadłożyłem drogi, ale mapy ze sobą nie miałem, a drogę planowałem inną. Trochę się zmęczyłem, ale trasa na marcinki była super. Hoopy w lesie, 0 ruchu i ładny asfalt. Zawsze lubię te lasy Ostrzeszowskie.

Potem jeszcze trochę podjazdów, kilka razy zwątpiłem gdzie dalej jechać i łapu capu jestem w OSTRZESZOWIE. Cel naszej wędrówki został osiągnięty.



Ostrzeszów mnie poinformował jak widać na fotce, że nigdy nie jest za późno na spotkanie ze sztuką. Jak to zobaczyłem po 95 km to powiedziałem tylko : AHA.

A tam dziewczyna się na mnie patrzyła ;] Chyba w Ostrzeszowie nie ma kolarzy :P



Mało ją widać ;( Jak podszedłem bliżej to się okazało, że to gimnazjum/liceum :).

Wymieniłem bidon z pazuchy, zjadłem resztki prowiantu i powiedziałem, czerwonej strzale, że czas na nas .. nie protestowała



Podjechałem jeszcze do sklepu w Olszynie. Zakupiłem czekoladę gorzką i 2 banany. Potem jeszcze podjechałem pod dom mojej ciotki ;] Zjadłem banana patrząc na Jej chałupę. Se myślę .. a może mnie zobaczy ;] Nie miałem jednak czasu bo o 18-ej musiałem być na chacie. Pojechaliśmy w drogę powrotną.

Zjazd z hoopek był świetny. Jechało się jakby boską ręka mnie ciągnęła ;] Zjechałem do Sycowa raz dwa. Potem już droga przez wiochy na Oleśnicę. Jechało się po prostu bosko. Nie dość, że miałem ciągle z lekkiej górki to jeszcze z wiatrem. Już byłem taki padnięty, że pod wiatr już bym nie dał rady, ale z wiatrem to się poczułem jak na Tacx Satori ;]. Normalnie jazda w tlenie z prawie zerowym obciążaniem a prędkość 35 km/h xD Zleciało cholernie szybko. Zdobyłem jeszcze Oleśnicę i znów te objazdy w mieście. Jeszcze tylko wbić się na 8-kę krajową co o tej porze nie było takie łatwe i już jazda do domu.

Z Oleśnicy do chaty to samo. Z wiatrem aż miło. Lekko jak piórko. Wystarczyło tylko pedałować a nogi się samę kręciły i tętno 155. To jest jazda w tlenie .. haha

Jak przekroczyłem Wrocław to byłem taki odpoczęty, że jeszcze sobie zaszarżowałem - małe wyścigi z autem na światłach czy takie.

Wjeżdżam jeszcze na ślimaka. Jest 17:42 a musiałem być na 18 na chacie. Dostałem trochę powera to postanowiłem go jeszcze zużyć xD

I pod chałupą zrobiłem sobie jeszcze Finish który mi nie wyszedł jak zjeżdżałem z Wołowa. Jak Cavendish. Kierownica lewo prawo, 30% i G0re na czele xD

Podsumowując, do Ostrzeszowa pod wiatr i pod małe hoopki trochę powalczyłem, a na powrocie miałem lajcik xD

Pozdro,
Goresław




  • DST 145.00km
  • Czas 04:40
  • VAVG 31.07km/h
  • VMAX 72.00km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • HRmax 188 ( 95%)
  • HRavg 152 ( 77%)
  • Kalorie 3500kcal
  • Podjazdy 1016m
  • Sprzęt Simplon Phasic ,,RED ARROW"
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sobota - Sobótka - [ 9:10 - 15:10 ] : Wypalanie mięśni xD

Sobota, 3 marca 2012 · dodano: 03.03.2012 | Komentarze 4

Siema,

Dzisiaj wybraliśmy się na długo już planowy wypad z drużyną Husarii szosowej na jedyną mniej bądź bardziej prawdziwą górę czyli Ślężę, znajdującą się niedaleko Sobótki natomiast przełęcz którą jechaliśmy nazywa się Tąpadło.

Wstałem już wcześnie rano, żeby dokładnie się przygotować do wypadu. Solidne śniadanie, niezbędny ekwipunek, ostatni wgląd w Szosę i mimo iż mam jeszcze trochę czasy 9:10 wyjeżdżam żeby zdążyć na miejsce spotkania na drugim końcu Wrocławia.

Oto cały mój arsenał xD



4 x banan - Jurek Bugała emerytowany kolarz mówi, że Banan wymiata xD
6 x kostka czekolady - Okazało się za mało ;( .. Czekolada gorzka ma w pizdu minerałów
1 x 750ml ISOPLUS - Cukier, sole mineralne, witaminy, minerały ..
1 x 750ml Miodzio - magiczny drink glukozowy : 6 łyżek miodu i 750 ml wody

Dojazd potraktowałem jako rozgrzewkę ale patrząc na czas średnia wyszła 29 km/h.

Na zgrupowaniu pojawiło się około 7 ludzi, większość z Husarii i nasz lider Pan Jurek który przejechał na karbonowym MTB gdzie wszyscy mieli szosy xD I tak był najlepszy. Trochę mi żal, że nie zrobiłem im zdjęcia ;( Next time to się nie powtórzy. Trochę pogaworzyliśmy na skrzyżowaniu Hallera i Grabiszyńskiej, a następnie ślamazarnym tempem rozpoczęliśmy nasza wspaniałą szosową przygodę.

Już po 15 - tu minutach Krzysiek mówi, że coś jest nie tak, nie taka moc, nie ma ducha walki. Od razu żeby trochę podkręcić atmosferę wyskoczył na prowadzenie, a ja zaraz obok Niego. W ten piękny sposób rozpoczęliśmy pierwszą małą ucieczkę. Jechaliśmy sobie tak może z 2 min we 2-kę, ale zaraz Pan Jurek począł już urażony i poprowadził swój peletonik do nas. Ja ciągle sobie myślę, żeby Sobótka mnie zje i nie warto tyle trzymać zmianę. Presja niestety była zbyt silna ;]

Gdy dogonił nas peleton poszedłem sobie na koniec drużyny. Krzysiu został chyba jako drugi. Pierwszy mały sprint trochę mnie zabolał. Już myślałem że wczorajsza regenka była niestety zbyt silna. Jadę na kole na końcu peletonu.

Zmiany szybko i w końcu kolej na zmianę Krzyśka. Urwał się trochę peletonowi. Ja tak sobie myślę - co oni ku**a nie widzą ? Zaraz G0re na pedałki, mały sprincik i już jadę kole Krzycha xD Długa zmiana w końcu się skończyła i nadszedł czas na mnie. Mam w pamięci, że czeka nas jeszcze SOBÓTKA !! Jako nie potrafiłem się oszczędzić ;] Tak jak Krzychu trochę podkręciłem peletonik na swojej zmianie. Zszedłem dopiero jak nóżki zabolały, a i ledwo by mi peleton uciekł ;] Pan Jurek też miał silne zmiany.

Po mojej zmianie, gdy już się trochę otrząsnąłem, patrze a tu jednego ziomka brakuje ;] Jedzie nas 6. Chyba odpadł xD Zabawa trwa. W między czasie zatrzymaliśmy się na stacji bo nasz kolega już niestety nie miał czasu. Tam usłyszałem słowa które mnie rozbawiły xD "Jak nie umiesz dawać zmiany to się nie pchaj na pierwszego". Hahahahah. A kto Ci każe mnie gonić kolego ?

Po chwili odpada jeszcze jeden kolega, która przyjechał również MTB bo jak wszyscy mówili - Szosy nie miał. Ciągle się skarżył, że mu tętno nie chce spaść poniżej 180. Dobry zawodnik.

Tak do Sobótki miałem może jeszcze 3 zmiany i na moje nieszczęście ostatnia zmiana tuż przed Sobótką przypadła na mnie. OFC nie potrafiłem jechać wolniej bo czułem już na plecach oddech Krzycha. Myślę sobie : Co powie mój mentor ? Trzeba pałować ! Zmęczony gdy zobaczyłem pierwsze większe Sobóckie wzniesienie macham, że oddaje zmianę. Idę na koniec, a tu zacięła mi się korba i nie chce wejść średnia tarcza. Siłuje się i w końcu weszła ale peleton odjechał. Ja zmęczony po zmianie a i co tu się oszukiwać zbyt lekki nie jestem to i każde wzniesienie jest dla mnie odczuwalne. Ku mojemu wielkiemu żalowi urwał mnie peleton.

Widziałem ich ciągle ale nie miałem już siły dogonić. Jednak po chwili widzę, że Krzychu też się urywała i już każdy jedzie sam ;] Aha, zapomniałem wspomnieć, że do Sobótki przyjechało nas 4. Pan Jurek był kolegą tego z MTB i nie chciał go zostawić samemu. Został tylko team Husarii szosowej i ja xD

Trochę odpocząłem po zmianie albo tamci zwolnili tempo i w końcu ich dogoniłem. Zaczynamy podjeżdżać cel naszej wędrówki szosowej - Przełęcz Tąpadło . Trzymam się na końcu grupy żeby nie powtórzyło się to co przed chwilą. Nasza Górka na początku jest bardziej płaska, dopiero przed szczytem zaczyna się walka o przetrwanie. Dopijam ciągle mój magiczny miód rzepakowy - glukozowy nektar w nadziei, że mocy przybędzie i nie zawiodłem się xD

Dojechaliśmy do trudniejszej części Hoopy. Krzychu ze swoja piórkową wagą pognał do przodu bo chciał zobaczyć po raz 100000... co jest na szczycie. Ja jeszcze chwile trzymam się z dwójką Husarzy, ale gdy zwolnili tempo, nie trzeba było mnie poganiać. Krzysiek z 250 m przede mną. Jest cel, jest walka, jest G0re. Urwałem się bardzo szybko. Dogoniłem troszkę Krzyśka stając na pedałki do odcięcia tlenu, a potem kadencyjnie w siodle. Po drodze minąłem jakąś uroczą czerwoną pannę na szosie ;] Ciągle Krzysiek w zasięgu wzroku, ale i tak wiedziałem, że dzisiaj go nie wezmę. Nawet jakbym podjechał to i tak zaraz by mi uciekł xD To już jest ten Krzychu.

Nagle ujrzałem niebo nad szosą wśród drzew ( szkoda, że nie ma foty ). Jeszcze kilka metrów i już jesteśmy na szczycie. Oczywiście nie było tam nic ciekawego, ale satysfakcja wyprzedzenia 2-ch Husarzy nagradzała ten wysiłek xD Krzysiek sobie jakby nigdy nic siadł na przestanku i zaczął coś wsuwać .. ja mu mówię, że stary zaraz mi nogi pękną .. muszę je rozjechać xD Zjeżdżam z drugiej strony przełęczy.

Ta dziewczyna, którą minąłem teraz była przede mną. Na zjeździe trochę trudniej było ją złapać, ale jak później spostrzegłem - wcale nie pedałowała ;] 72 km/h, pizga jak cholera ale coś za coś. Zjeżdżam już pod wiochę o nazwie Wiry i zaczynam jeszcze raz podjeżdżać Ślężę.

Znowu ta panienka przede mną ;] Zawróciła sobie troszkę wcześniej. Teraz albo ja byłem silniejszy albo ona słabsza bo dość szybko mi mignęła. Raz dwa trzy i już widzę ostatnią prostą i po raz drugi pokonałem wzniesienie xD

Czekam na kolegów, ale nikogo nie ma ;( Rozjeżdżam się trochę szczycie i w sumie zaczynam coś kojarzyć, że chyba moi koledzy zjechali na Wiry. To zjeżdżam sobie jeszcze raz, ale na dole nikogo nie było. Nagle słyszę Nokia Tune. Krzychu, dzwoni i pyta gdzie jestem .. on już zawrócił na Sobótkę[5km od przełęczy] ;] Umawiamy się na szczycie :P Tym raz poszło mi trochę ciężej ale wjechałem. Po raz trzeci podjechałem Przełęcz Tąpadło. W chwili oczekiwania na Krzycha postanowiłem cyknąć fotkę.



Wyszedłem jak grubas ;(

Potem przyjechał mój mistrz i też załapał się na fotę xD



Potem już sobie zjechaliśmy i kierujemy się na biedronkę celem uzupełnienia zapasów. Żałuje, że nie kupiłem sobie całek czekolady gorzkiej bo jak się później okazało woda to beznadziejnie paliwo. Niszczy tętno ;(

Z Sobótki trochę z górki ale pod wiatr, wracamy drogą krajową 35 do twierdzy Wrocław [ FESTUNG BRESLAU ]. I tam właśnie zaczęła się walka o przetrwanie. Woda, która nic nie daje szybko się skończyła. I w końcu zabrakło paliwa, 0 miodu, 0 iso, a Krzysiek to nie jest słaby zawodnik. Na szczycie zjadłem czekoladę to jeszcze 45 min jakoś pociągnąłem - co więcej, nawet dawałem zmiany Krzyśkowi bo nieźle wiało mimo iż meteo mówiło, że wiać nie będzie.

Jak już wjechaliśmy do Wrocławia już jechałem tylko na kole i cholernie się cieszyłem jak Krzyśka zastało czerwone światło xD Radość moja nie trwała długo, bo im byliśmy bliżej miejsce zgrupowania czyli rogu Grabiszyśkiej i Halera już nawet na kole Krzyśkowi nie dawałem rady ;( Jechał z przodu i gnał jak wiatr a ja wąchałem spaliny.

Na szczęście dotarliśmy do końca naszej drogi. Chwilę pogawędziliśmy i każdy pognał w swoją stronę. Czekała mnie radosna podróż przez cały Wrocław na zadupie na którym mieszkam. Dotarłem już na chatę z tętnem 125-130. Muszę rozważyć pomysł wożenia 3 - ciego bidonu z moim magicznym miodem za pazuchą.

W ten sposób dotarliśmy do końca naszej wyprawy. Było kilka sprintów, trochę pretensji, sporo kilometrów i co najważniejsze - wielka radość z podbicia Sobótki xD
Dziękuję pięknie wszystkim za wyjazd. Do następnego



To nie Sobótka. To jakaś pobliska Hoopa :)

Pokaż trasę GPS" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>">""


Pozdrowienia,
Goresław




Plan kłodzko

Piątek, 2 marca 2012 · dodano: 07.03.2012 | Komentarze 5




  • DST 10.00km
  • Czas 01:02
  • VAVG 9.68km/h
  • VMAX 15.00km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • HRmax 170 ( 86%)
  • HRavg 142 ( 72%)
  • Kalorie 600kcal
  • Sprzęt Simplon Phasic ,,RED ARROW"
  • Aktywność Jazda na rowerze

Stamina - Piątek [ 19:18 - 20:20 ] - regen

Piątek, 2 marca 2012 · dodano: 02.03.2012 | Komentarze 0

Hi,

Tak jak mówiłem, wieczorne bieganie. 4 rundki do o koła osiedla po 2.5 km. Cały czas biegłem równym tempem 140-145 HR.

Na ostatnie 6 min podkręciłem tempo do 165-170 HR, bo chciałem być lepszy niż na poprzednim bieganiu. Udało mi się xD

Pozdro,
Goresław




  • DST 50.00km
  • Czas 02:00
  • VAVG 25.00km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • HRmax 160 ( 81%)
  • HRavg 140 ( 71%)
  • Kalorie 1200kcal
  • Sprzęt Simplon Phasic ,,RED ARROW"
  • Aktywność Jazda na rowerze

Stamina - Piątek [ 10:10 - 12:18 ] - Trening regeneracyjny przed wypadem sobotnim

Piątek, 2 marca 2012 · dodano: 02.03.2012 | Komentarze 0

Y0,

Wczoraj bicie rekordu. Dzisiaj regen Stamina i jeszcze 1h biegania w tlenie wieczorem.
Na 8 rano na sobotę powinienem być przygotowany xD

Pozdro,
Goresław




Plan Trzebnica : any 1 ?

Czwartek, 1 marca 2012 · dodano: 04.03.2012 | Komentarze 0

[url=""[/url]




  • DST 120.00km
  • Czas 03:59
  • VAVG 30.13km/h
  • VMAX 65.00km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • HRmax 185 ( 94%)
  • HRavg 152 ( 77%)
  • Kalorie 3000kcal
  • Podjazdy 600m
  • Sprzęt Simplon Phasic ,,RED ARROW"
  • Aktywność Jazda na rowerze

INAUGURACJA SEZONU 2012 !!! 01.03.12 - Bicie rekordu - w-w -> Wołów -> w-w

Czwartek, 1 marca 2012 · dodano: 01.03.2012 | Komentarze 3

Siema,

Wielce przeze mnie oczekiwany nowo-sezonowy wypad w końcu stał się faktem xD Szosę odstawiłem jakoś w pod koniec listopada. Cały grudzień, styczeń i luty piłowałem MTB, Tacx Satori, grałem w piłke, biegałem troszkę przypływałem, a to wszystko by z wielkim hukiem rozpocząć nowy sezon.

We wtorek zrobiłem sobie siłowy trening, w środę tylko regeneracja, chwila MTB i godzinka biegania w tlenie w ramach regeneracji. Wszystko po to by kompletnie zregenerowanym i na superkompensacji pobić swój dotychczasowy rekord prędkości w trasie na 4h.

Rano z Krzyśkiem umówiliśmy się na wypad, ale niestety Krzyś miał rozwalone przerzutki i musiał zrezygnować. Szykowałem się na 8:30, jednak już nie mogłem się doczekać i 8:20 wystartowałem ze swojej chałupy.

Cały czas nastawiałem się na średnią 30km/h. Ostatnio tę trasę jadąc MTB pokonałem ze średnią 24.91 więc myślałem że jak się przyłożę to 30 km/h dam radę. To była taka napinka która mnie motywowała.

Nie zrobiłem sobie żadnej rozgrzewki to też pierwsze 10-15 min jechałem na kadencji aby trochę rozciągnąć nóżki. Do Pasikurowic gdzie mieszka Krzychu mam 10.5 km i chciałem te trasę pokonać w 20 min aby mieć dobry start 30 km/h. Oczywiście już na początku były problemy. Pierwsze 10 min kadencji i 3 minutowe światła na AOW [ debilny system, światła dopiero się zmieniają jak przyjedzie auto, na rower NIE DZIAŁA !! ] pozwoliły mi zdobyć Pasikurowice w 23 minucie ... nie chciałem liczyć średniej ale trochę mi brakło. Myślę sobie walić to, przyłożę się później.

Pierwsza godzina do trzebnicy to pierwsze atak siłowe. Nóżki mnie zaczęły boleć. Już miałem złe myśli .. co będzie dalej .. Wdrapałem się jakoś na hoopę przed trzebnicą, patrzę na czas a tu 60 min ... średnia do trzebnicy 27 km/h .. Witki mnie opadły !! Jaka siara. Nachodzą mnie myśli, że 28.50 km/h to też dobry wynik. Mój wynik sprzed listopada .. Nikt się nie pogniewa .. w trzebnicy jeden banan

Żegnając rynek trzebnicy pędzę szybko na oborniki śląskie. I tutaj trochę moja wiara odżyła. Nóżki już się przyzwyczaiły do obciążenia i zacząłem kręcić. 9 km z Trzebnicy do Oborników minęło błyskawicznie !! Na rondzie w obornikach wsuwam drugiego banana i pędzę na cel mojej pielgrzymki - Wołów. 19 km z Oborników.

Po 1.30 h nachodzi pierwsze zmęczenie, ale se myślę .. pomyśl Paweł co będzie się działo jak będziesz wracał xD Tylko się uśmiechnąłem i pędzę. Trasa na Wołów trochę bardziej pagórkowata. Droga ciągle mokra. Rower już cały uświniony, ale na szczęście nie patrzyłem za siebie ;] Ten odcinek mnie troszkę zmęczył. Ale nadciągam. Widzę wioskę o nazwie Lipniki czy jakoś tak i już wiem, że za 4 km będzie Wołów. Ostatnio na MTB w tym momencie zrezygnowałem. Lipniki były symbolem mojej klęski, która dzisiaj zmazałem. Jadę na Wołów.

Wiedząc już, że Wołów zaraz będzie pocisnąłem troszkę. Było na początku troszkę pod górkę ale do samego Wołowa z górki. Wjeżdżam z piskiem opon. Zatrzymuje się na Rondzie. Gdzie fanfary ? Gdzie wiwaty ? Gdzie pytam się ??? Nic nie było w Wołowie. Patrzę na zegarek a tu 2h 10 min. DAMN !!! Powrót musi być 10 min krótszy albo po mnie. Skończył mi się izotonik i zacząłem testować nowy trunek xD Drink z miodem Rzepakowy. Słodki jak cholera. 37% tego miodu to czysta GLUKOZA. Z glukoza niemal momentalnie zmienią się w glikogen, a od Glikogenu się za****dala !! Zabawa trwa. Mam 1:50 na powrót.

Łyknąłem troszkę prawie czystej glukozy[ dobra jak ja pierdziele ], wsunąłem ostatniego banana i razem z Czerwoną Strzałą pognaliśmy na oborniki. Od tego miodu dostałem niezłego kopa. Ten odcinek 19 km z Trzebnicy do Wołowa jechało mi się niewątpliwe najlepiej, najciekawiej i najszybciej. Było troszkę z górki, a nogi naładowane energią aż rwały się do walki. Dałem z siebie wszystko aż myślałem, że nie starczy powera na hoopki za Trzebnicą, ale co tam .. spal się Paweł.

W trakcie tego odcinku już getry miałem nieźle przemoknięte, ale zimno nie było bo nóżki się kręciły i tętno 145-165. Raz, dwa, trzy i zdobywam rondo w obornikach. Nie mam już bananów więc jadę dalej. Miodu jeszcze z 1/3 baniaka. Jest energia, trzeba jechać.

Z Oborników do Trzebnicy 9 km, też dość szybko zleciało. Było kilka podjazdów, ale stawałem na pedały i jakoś je przepchnąłem. I już widzę tabliczkę - Trzebnica. Długi zjazd. Wjeżdżam z 65 km/h do Trzebnicy. Trochę mokro i dygałem się szybciej a i też nie widziałem powodu żeby się przemęczać. Trzebnice szybko minąłem i zaczyna się hoopa za Trzebnicą. Ostatnia większa hoopa. 50 min na powrót, a jechałem do trzebnicy godzinę.

Po długim zjeździe do Trzebnicy zdążyłem odpocząć. Hoopa poszła z bicza. W jej środku mignąłem jakiemuś turyście na MTB krzycząc "SIEMA !!", ale chyba nie był pocieszony. Troszkę nóżki zabolały gdy zbliżałem się do szczytu hoopy, ale se myślę, że jakby tu Krzysiek był to na pewno bym miał więcej powera .. zacisnąłem tylko zęby i ... jest szczyt ! Teraz już z prawie tylko z górki .. małe podjazdy czyli to co G0re lubi najbardziej xD

Miałem mało czasu więc pognałem ile sił, popiłem pysznego Miodziku i nogi zawrzały xD
Pierwszy zjazd, mały podjazd, drugi zjazd, trzeci zjazd .. raz dwa trzy i jestem w Skarszynie. Tam odzyskałem nadzieję. Zawsze do Skarszyna jeździłem 37 min, a do 4 h zostało mi 33. Nie musiałem drugi raz patrzeć.

Podbijam Pasikurowice, przekraczam AOW, podbijam Wrocław .. ostatnia prosta .. chciałem być jak Cavendish i zrobić piękny FINISH, ale jak tylko stawałem na pedały zaraz nóżki odcinały tlen .. po drugiej próbie usiadłem, pokonałem ostatni zakręt, podjeżdżam pod hałupę i i i... 3:59 h !!! NOWY REKORD SKOCZNI.

Każdy ma własne WESTERPLATTE,a ja dzisiaj swoje obroniłem.

Pozdrunio,
Goresław